– Patrzymy na politykę w perspektywie pokolenia, nie kadencji. Wiemy jak ważna jest ekologia, bezpieczeństwo, gospodarka i demokracja. Wiemy też, że nie można dzielić Polaków na tych lepszych i tych gorszych – mówi Bartosz Romowicz, burmistrz Ustrzyk Dolnych i kandydat do Sejmu z KKW Trzecia Droga Polska 2050 Szymona Hołowni i Polskie Stronnictwo Ludowe. Z Bartoszem rozmawiamy o tym co udało mu się dokonać podczas ośmiu lat pracy w samorządzie, jak widzi przyszłość polityki i o tym czym zajmie się w Sejmie.

Masz 35 lat, blisko dziewięcioletnie doświadczenie jako burmistrz Ustrzyk Dolnych. Czy warto było w tak młodym wieku zaangażować się w życie społeczno-polityczne? 

– Kiedy wygrałem wybory miałem 26 lat i byłem pełen ideałów. Chciałem zaangażować się w życie społeczne, a nie polityczne. Jeszcze 8 lat temu samorząd zajmował się głównie życiem społecznym i zaspokajaniem potrzeb mieszkańców. Dziś, za sprawą rządzących jest niestety bardziej polityczny niż społeczny.

Przyznam jednak, że z perspektywy czasu widzę różnicę. Moje koleżanki i moi koledzy ze studiów, którzy nie pracują w samorządzie, a poszli pracować do biznesu, więcej zarabiają i żyją w innych realiach. Ale ja bardzo lubię, a nawet kocham swoją pracę, lubię mieszkać w Ustrzykach. Tu realizuję siebie i swoje pasje, a wydaje mi się, że czasem jest to ważniejsze od bardziej prozaicznych rzeczy.

Nie żałuję, że wybrałem samorząd, chociaż było to trudne i na początku wielu moich rówieśników patrzyło na mnie ze zdziwieniem – co taki młody chłopak szuka w dużo starszym środowisku – bo takim jest szeroko pojęte środowisko samorządowo-polityczne. Ale czas szybko leci, dziś mam 35 lat i po dwóch kadencjach jestem doświadczonym samorządowcem.

Ważna funkcja w tak młodym wieku wymagała wielu poświęceń. Jak oceniasz czas spędzony w samorządzie?

– Wygrywając wybory, byłem absolwentem studiów prawniczych i ekonomicznych, w międzyczasie skończyłem studia menadżerskie z administracji i z rachunkowości, więc miałem przygotowanie teoretyczne. Praca jednak weryfikuje wiedzę teoretyczną i daje ogromną praktykę. 

Ten czas oceniam bardzo dobrze, nauczyłem się dużo, przede wszystkim zarządzania zasobami ludzkimi. Praca w urzędzie to nie tylko codzienny kontakt z pracownikami, ale też bezpośredni kontakt z mieszkańcami. Nauczyłem się rozmawiać z ludźmi, jak rozwiązywać problemy, a nade wszystko opanowałem trudną sztukę podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności. 

Bycie samorządowcem, to proces podejmowania decyzji – czasem dobrych, czasem złych. Jak jest dobra decyzja, to „klatę do orderu się wypina”, a jak jest zła, to trzeba pochylić głowę, przyznać się do błędu i zrobić wszystko by ją naprawić.

Jak uważasz – co jest twoim największym osiągnięciem jako samorządowca?

– Jeśli ktoś chce się zapoznać szerzej z moją działalnością, to zapraszam na stronę romowicz.pl lub na mojego Facebooka czy Instagrama. Niewątpliwie największym moim osiągnięciem, które uważam za duży sukces – bo rodziło się w bólach, jest utworzenie Bieszczadzkiego Związku Komunikacyjnego i likwidacja wykluczenia komunikacyjnego w Bieszczadach. BZK obsługuje teraz teren całych Bieszczadów, a powstał tylko dlatego, że się uparłem. Wiedziałem, że tego potrzebują mieszkańcy i tylko w takiej formie komunikacja publiczna będzie u nas funkcjonować. 

Po odejściu przewoźnika „Arrivy”, mieszkańcy regionu zostali odcięci od świata. Chociaż tak na prawdę, od wielu lat obserwowaliśmy tylko zmianę nazwy firmy, bo w rzeczywistości był to jeden i ten sam przewoźnik, który używał tych samych autobusów, aż do ich kompletnego wyeksploatowania. Najmłodszy tabor był niewiele młodszy ode mnie.

Obecnie mieszkańcy bieszczadzkich powiatów mogą bez przeszkód – nawet w weekendy, dojechać do Ustrzyk Dolnych, Leska czy Sanoka, a BZK, którym obecnie zarządzają już inni samorządowcy, planuje zakup nowego taboru.

Transport publiczny to jeden z moich ulubionych tematów. Ustrzyki Dolne w ubiegłym roku wystąpiły do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej z projektem zakupu nowego taboru. Dostaliśmy prawie 26 mln zł po to, aby uruchomić pierwszą w Polsce bezpłatną komunikację publiczną pojazdami bezemisyjnymi. Mam nadzieje, że znów będziemy pionierem, a za nami pójdą inne gminy i powiaty. W naszym kraju w tej kwestii transportu publicznego jest jeszcze sporo do zrobienia i mam wiele pomysłów jak to poprawić.

Jesteś dziś też ojcem ponad dwuletniej Kalinki. Co to zmieniło w twoim życiu?

– Mógłbym powiedzieć, że wszystko. Dziecko zmienia postrzeganie wielu spraw, uczy cierpliwości, sumienności, systematyczności. Ale zmienia też priorytety. Nauczyłem się przede wszystkim odpowiedzialności, nieustannego myślenia o drugim człowieku i myślenia perspektywicznego.

Dziś myślę o tym jak zadbać o lepszą przyszłość mojej córki. I to dla niej dołączyłem do Polski 2050. W 2050 roku Kalinka będzie miała niespełna 30 lat. Będzie miała swoją rodzinę, pracę zawodową. Chcę, żeby żyła w Polsce nowoczesnej, zielonej, demokratycznej i bezpiecznej.

Jako pierwszy samorządowiec sprzeciwiłeś się wprowadzeniu do szkół zarządzanych przez gminę Ustrzyki Dolne podręcznika „Historia i Teraźniejszość”. Minister Czarnek „odbijając piłeczkę” podczas rozmowy na antenie RMF FM, zaatakował twoją żonę. Czy uważasz, że taka forma prowadzenia dyskusji publicznej jest dopuszczalna? 

– Rzeczywiście, w sierpniu ubiegłego roku powiedziałem stanowcze „nie” dla tego podręcznika. To nie jest odpowiednie źródło wiedzy dla młodych ludzi. Zauważyłem, że w tej książce zakłamana jest m.in. historia o Akcji HT 1951 – tak ważnej i bolesnej dla mieszkańców Bieszczadów. Upolitycznienie szkoły to zły kierunek, któremu jasno się sprzeciwiam. 

Dla mnie styl wypowiedzi jaki reprezentuje minister Czarnek jest nieakceptowalny, zwłaszcza w przestrzeni publicznej. Pan minister wprost powiedział – „że zakazywać, to ja mogę swojej żonie”. To okazywanie braku szacunku kobietom, braku szacunku do drugiej osoby. Gdy ktoś nie ma argumentów, to atakuje rodzinę.

„HiT” to nie jest problem ideologii, ale problem faktów. Wystarczy popatrzeć na mapę, która pokazuje, że Ustrzyki Dolne leżą nie w Polsce ale w związku radzieckim! Nie wyobrażam sobie, by można było uczyć dzieci z takiego podręcznika. 

Podjąłeś decyzję, że wchodzisz do „wielkiej polityki”. Startujesz z listy Trzeciej Drogi. Czego oczekujesz od polityki – dlaczego zdecydowałeś się podjąć to wyzwanie?

– Czy wejdę, to się okaże po wyborach parlamentarnych. Ale chcę wziąć odpowiedzialność za Polskę i Podkarpacie. Dwa lata temu podczas rozmowy z Szymonem Hołownią poczułem wspólny cel, który realnie zmieni przyszłość naszych dzieci. Patrzymy na politykę w perspektywie pokolenia, nie kadencji. Wiemy jak ważna jest ekologia, bezpieczeństwo, gospodarka i demokracja. Wiemy też, że nie można dzielić Polaków na tych lepszych i tych gorszych. 

Chcę byśmy skończyli ze starą polityką. Dziś jak rozmawiam z mieszkańcami regionu, to słyszę, że wchodząc do polityki wchodzę do bagna, czegoś zepsutego, co ludziom się dobrze nie kojarzy. Jednak aby to naprawić, to trzeba tam być. Startuję, bo skoro jako zwykły wyborca nie mogłem nic zmienić, to spróbuję to zmienić od środka. 

Nie akceptuję takiej polityki jaka jest obecnie – na mównicy sejmowej mamy do czynienia z epitetami, typu „zdradzieckie mordy” czy „chamska hołota” – cytując prezesa Kaczyńskiego. Uważam, że debata polityczna zeszła na bardzo niski poziom. Chciałbym abyśmy odnowili zaufanie do polityków, abyśmy pokazali nową politykę i skończyli ze starą. Chcemy pokazać politykę młodych, wykształconych ludzi, ekspertów w swoich dziedzinach, którzy myślą nie o tym jak się „załapać” na kolejną kadencję, ale myślą o innych pokoleniach.

Jak chcesz zmienić podejście krajowych polityków do Podkarpacia? Mamy opinię prawicowego elektoratu – wręcz „prawicowego betonu”. Jeździsz po regionie, rozmawiasz z ludźmi – jak oni to widzą?

– Polska scena jest w tak zwanym duopolu, czyli z jednej strony jest Prawo i Sprawiedliwość a z drugiej Platforma Obywatelska. Dwa zwaśnione plemiona, które ze sobą walczą chociaż wywodzą się z tego samego środowiska. Musimy pokazać, że jest Trzecia Droga, że oprócz PO i PiS są inne środowiska polityczne, które mogą się liczyć w polityce. Podkarpacie jest „pisowskie” nie dlatego, że ludzie tutaj są mniej inteligentni ale dlatego, że PO i inne partie opozycyjne przez ostanie 10 lat, a nawet i wcześniej, za mało zaangażowały się w przekonywanie naszych mieszkańców do swojej wizji kraju. PiS to wykorzystał – w dużej mierze przy pomocy Kościoła, przekonał naszych mieszkańców, że jest tylko jedna słuszna partia i tylko ona coś robi dla naszego regionu.

Dlatego wszyscy politycy partii opozycyjnych powinni pokazywać, że na Podkarpaciu ludzie mają różne poglądy, niekoniecznie związane z prawicą. To można pokazać jednak tylko ciężką pracą i rozmową z ludźmi.

Zawsze dużo jeździłem w teren – szczególnie kiedy startowałem do Senatu i zdobyłem ponad 80 tys. głosów. Widzę ogromną różnicę – kiedyś ludzie tu uwielbiali Prawo i Sprawiedliwość, dziś wytykają im błędy, korupcję i nepotyzm. O to chodzi – trzeba pokazywać prawdę. Trzeba jeździć i rozmawiać. 

Oczywiście słyszymy też epitety pod naszym adresem, ale z reguły jest to właśnie tak zwany „betonowy” elektorat PiS, ludzie którzy nie potrafią rozmawiać bez nerwów. Każdą inną osobę, która ma inne poglądy ale chce rozmawiać, jesteśmy w stanie przekonać do naszej wizji Polski. Mamy nadzieję, że nasze działania będą odzwierciedlone w wyborach parlamentarnych.

Polacy mają już dość wojny polsko – polskiej. Nie obawiasz się, że po wyborach do Sejmu wróci ten sam system – znów rozpoczną się przepychanki, a obietnice złożone wyborcom zostaną odsunięte na dalszy plan?

– Polacy muszą wiedzieć, że na PiS i PO świat nie kończy się. Żyjemy w kraju dobrych i mądrych ludzi i nie dajmy sobie wmówić, że tylko te partie mogą nasz kraj zmieniać. Jest jeszcze Polska 2050, której działania są oparte na współpracy obywatelskiej i społecznej. Pomogliśmy seniorom, dzieciom i rodzinom zastępczym. Realnie zmieniliśmy życie tym grupom społecznym. 

Mnie jako samorządowca można rozliczać z tego co obiecałem i co zrobiłem, bo regularnie umieszczam sprawozdania. Jestem przekonany, że to mnie obroni i pokaże moją skuteczność. 80 procent programu wyborczego z poprzedniej kadencji zostało zrealizowane. Mieszkańcy Ustrzyk Dolnych wiedzą też dlaczego nie udało mi się zrealizować pozostałych obietnic, lub dlaczego od nich odstąpiłem.

Tak też chcę pracować w Sejmie. Mówię co chcę zrobić, a później przedstawię efekty swoich działań. Będę otwarty na nowe tematy, bo życie jest dynamiczne i nie wszystko da się przewidzieć. 

Czym zajmiesz się w pierwszej kolejności w Sejmie? Jakie są obecnie najważniejsze sprawy do naszego regionu, które trzeba załatwić?

– Pierwszą rzeczą którą chciałbym się zająć, to kwestia prawa samorządowego, finansów samorządu, opieki żłobkowej czy też osób z chorobami immunologicznymi jak celiakia, którą sam mam. Chcę być posłem sprawczym, nie takim który jest tylko maszynką do głosowania, który głosuje jak partia każe. Nigdy tak nie robiłem i nie zamierzam. 

Mam tematy w których czuję się mocny, jak zmiana w ustawie w sprawie opieki nad dziećmi do lat 3, czyli ustawie żłobkowej. Mam gotowe propozycje zmian w tym zakresie i tak na prawdę potrzeba przygotować tylko akt prawny.

Co dla mnie jest bardzo ważne – chciałbym być ambasadorem całego regionu, wszystkich bieszczadzkich lokalnych samorządów i rozwiązywać realnie ich problemy. Po to jeździmy w teren by rozmawiać z ludźmi, by nam mówili co trzeba zmienić. Wszystkie uwagi notujemy i sukcesywnie będziemy się starali to robić.

A na co mogą liczyć mieszkańcy gminy Ustrzyki Dolne? Nie zapomnisz o nich jak się przeprowadzisz do Warszawy?

– Takiej okazji, by w Sejmie znów był poseł z Ustrzyk Dolnych nie było od 30 lat. Każdy dobrze wie, że poseł z danej miejscowości, w szczególności dba o interesy jej mieszkańców. 

Dodatkowo informuję, że nie planuję przeprowadzki do Warszawy. Już dziś mogę powiedzieć, że będę pewnie jednym z posłów, którzy najczęściej korzystają z samolotów, bo to jest najszybszy środek transportu do stolicy. Lotów będzie dużo, bo będę chciał jak najczęściej być w Ustrzykach Dolnych. Nie będę posłem, który nagle zapomina skąd pochodzi i gdzie mieszka i czyich interesów ma pilnować.

Z kim chcesz zmieniać Polskę? Kogo znajdziemy na liście kandydatów Polska 2050 do Sejmu?

– To przede wszystkim będą ludzie nowi, specjaliści w swoich branżach. Ludzie pochodzący z całego naszego okręgu. To przede wszystkim kobiety oraz osoby, które nie startowały wcześniej w wyborach parlamentarnych, ale są dobrze znane i szanowane w swoich środowiskach. To jest lista ludzi młodych – z ideałami i głowami pełnymi pomysłów na to, jak odwrócić ten katastrofalny trend w polityce, który rujnuje naszą gospodarkę i ośmiesza nas na całym świecie od ośmiu lat.

Na liście jest Magdalena Korona z Brzozowa – doświadczona w pracy stowarzyszeniowej i wolontariackiej, dzięki której w Brzozowie powstała Rada Pożytku Publicznego. Marcin Nazarewicz, radny miejski z Jarosławia, który propaguje wśród dzieci i młodzieży wiedzę z robotyki i programowania. Kolejny samorządowiec i działacz społeczny to Łukasz Skóra z Kańczugi. Jest też przedsiębiorcą, który nie boi się ciężkiej pracy. 

Kolejną osobą jest Dariusz Dubis, lekarz z sanockiego szpitala, który walczył o życie pacjentów w trakcie pandemii, specjalista z zakresu chorób płuc. Jest z nami też Magdalena Ludwiczak z Krosna, mama czwórki dzieci, zajmująca się sprawami kobiet i ekologią.

Jest Renata Drewniak, nauczycielka z Lubaczowa, która w swoim środowisku znana jako prezeska Lubaczowskiego Centrum Inicjatyw Społecznych Nasza Przyszłość i drużynowa Hufca ZHP, od lat działająca na rzecz dzieci. Na liście znalazł się również Grzegorz Brajewski z Leska, były dyrektor liceum plastycznego, który specjalizuje się w aktywizacji młodzieży. Z Przemyśla na liście mamy Arkadiusza Południaka, politologa, przedsiębiorcę i znawcę Unii Europejskiej, który wraz z Januszem Onyszkiewiczem mocno był zaangażowany w proces akcesyjny.

Jest też Małgorzata Więch-Kettele z Jasła, aktywistka miejska, która mocno się angażuje w działalność w tamtym rejonie. Z okolic Dukli kandyduje z nami dyrektor Muzeum Kultury Łemkowskiej w Zyndranowej Bohdan Gocz, radny gminny, druh OSP, znany w środowisku ze swojej działalności społecznej. To mocna i doświadczona ciężką pracą społeczną ekipa, która nie ulega naciskom i walczy o swoje społeczności.

Mimo wszystko są to osoby bez doświadczenia politycznego. Uważasz, że dacie radę?

– Wiem, że wzajemnie się uzupełniając możemy zrobić wiele dobrego. Z polskiej polityki powinni odejść starzy wyjadacze, którzy rozsadzają swoje rodziny na urzędowych krzesłach. Dla nich Sejm stał się drugim domem i zapomnieli, że trzeba tam pracować.

Walczymy o mandaty w naszym okręgu i wiem, że jest to realne. Jeden mandat, który dają nam dziś sondaże to za mało – będzie ich więcej. Są to osoby bez doświadczenia politycznego ale czy nową politykę mają robić starzy politycy? Są potrzebni nowi ludzie, którzy są sprawdzeni i znani w swoich lokalnych społecznościach. To bardzo mocna lista, która zapracuje na dobry wynik. To ludzie, którzy nie boją się rozmawiać, a przede wszystkim słuchają tego co inni mają do powiedzenia. Polityka ma być dla ludzi i o ludziach. Taką wizję będziemy promować przez całą kampanię i tak będziemy prowadzić przyszłą kadencję. Jestem przekonany, że z nimi wygramy te wybory.

Sfinansował Koalicyjny Komitet Wyborczy Trzecia Droga Polska 2050 Szymona Hołowni – Polskie Stronnictwo Ludowe.


Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 14 tysięcy naszych obserwujących!

zostaw odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here