Porzucone szczeniaki miały zdechnąć na przystanku, bo „Pan odpowiedzialny” w niedzielę nie pracuje

6
psoaki2
fot. Anna

Wygłodniałe i porzucone na przystanku w Cieszanowie szczenięta mogły zdechnąć, bo w niedzielę nie było się komu nimi zająć. Życie trójki małych psiaków udało się uratować tylko dzięki „natarczywości” trójki znajomych.

O całej sprawie, jeszcze niedzielnego popołudnia, poinformowała naszą redakcję Anna z Lubaczowa. Jak mówiła, jej znajomy Robert poprosił ją o pomoc w ratowaniu porzuconych szczeniaków. Z jego relacji wynikało, że na przystanku autobusowym w Czereśniach (gm. Cieszanów) zauważył worek, a obok niego pudełko z którego wydobywał się przeraźliwy skowyt szczeniąt. Gdy zajrzał do środka, okazało się, że były tam cztery psy – martwa suka i trzy małe szczeniaki. Pieski były wygłodniałe i przerażone. Chłopak zadzwonił na policję i czekał na przyjazd dzielnicowego, który poinformował go, że zawiadomił o tej sprawie osobę odpowiedzialną z Urzędu Miasta i Gminy w Cieszanowie. Od tego momentu zaczęło się żmudne oczekiwanie. Według relacji chłopaka, po jakimś czasie została przekazana mu informacja, że psy muszą zostać na przystanku do poniedziałku, ponieważ osoba odpowiedzialna za powyższe zadania pracuje tylko od poniedziałku do piątku. Chłopak rozczarowany i zbulwersowany taką koleją rzeczy zadzwonił z prośbą o pomoc właśnie do Anny, jej znajomej z Lubaczowa.

– Nie mogłam uwierzyć, że można tak po prostu zostawić tą sprawę. Stąd mój telefon do redakcji portalu. Próbowałam, niestety bezskutecznie, skontaktować się także z burmistrzem. W końcu, zostawiając niemowlę pod opieką matki, postawiłam pojechać z mężem na miejsce. Nie mogłam postąpić inaczej – przecież te zwierzęta były skazane na pewną śmierć – relacjonuje Anna.

Widok, jaki nasza czytelniczka zastała na miejscu był przerażający. Worek, obok worka pudełko, a w nim jakaś brudna szmata i suka, która była martwa. Do tego trzy wygłodniałe szczeniaki, które z głodu próbowały ssać mleko od ich zdechłej matki. Skowyt psiaków był przerażający. Po chwili psiaki dostały mleko i nieco się uspokoiły. Robert został z szczeniętami na miejscu, a Anna z mężem udała się na Posterunek Policji w Cieszanowie. Przy niej, dzielnicowy jeszcze raz zadzwonił z ponagleniem do osoby odpowiedzialnej za takie zdarzenia na terenie gminy, wspominając także o tym, że o sprawie poinformowano lokalne media. Taka informacja była mobilizująca, bo osoba ta miała już się wybierać na przystanek.

Anna, będąc pewna, że szczeniaki po chwili znajdą właściwą opieką podziękowała policjantom i wróciła na przystanek.

– Tam czekaliśmy w deszczu kolejne dwie godziny na przyjazd „PANA ODPOWIEDZIALNEGO”. Na miejsce przyjechał także dzielnicowy, żeby sprawdzić czy coś w tej sprawie ruszyło. Nie ruszyło nic. Czekaliśmy dalej. Między czasie zadzwoniła do mnie moja mama, z informacją, że muszę wracać do swojego niemowlaka. Po około 20-stu minutach, od momentu opuszczenia przystanku, dzielnicowy telefonicznie poinformował mnie, że psy zostały zabrane – relacjonowała nam jeszcze w niedzielny wieczór Anna.

Opisując całe działania Anna przypomina, że psy zostały znalezione przed godziną 14.00. Interwencja policji miała miejsce około 15.00, a ona sama była na miejscu o 16. 20. Psy zostały zabrane dopiero kilka minut przed godziną 19.00.

– Bulwersująca jest opieszałość. Bulwersujący jest sadyzm jakim wykazał się właściciel tych psów. Przykre jest też to, że oglądając takie rzeczy w telewizji – współczujemy wszyscy. Wyrażamy swoje opinie i oburzenia na powyższe zachowania, a jak dzieje się coś takiego na naszym podwórku – wszyscy mają na wszystko czas. Ta sytuacja pokazała, jak łatwo przechodzi się obok cierpienia. Nigdy nie pogodzę się z takim zachowaniem – podsumowuje całe zdarzenie Anna i apeluje, by było ona dla nas przestrogą.

fot. Anna
fot. Anna

elubaczow.com, hp


Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 14 tysięcy naszych obserwujących!

6 komentarze

  1. Ludzie nie dziwcie się. Takie sprawy zdarzają się o wiele częściej niż Wam się wydaje. Na wiosnę obok mego domu jakieś psy poszarpały sarnę. To zwierzę strasznie cierpiało. Zadzwoniłam do weterynarii: usłyszałam, że takie sprawy zgłasza się na policję, ok. Zadzwoniłam na policję, uprzejmy pan przyjął zgłoszenie i miał poinformować osobę odpowiedzialną w gminie za takie sprawy, kazał czekać. Czekaliśmy strasznie długo, zwierze to zmarło na moich oczach, można chociaż było złagodzić jego cierpienie,bo pewnie uratować by się go nie dało.Był piątek wieczór. Co teraz zrobić z martwą sarną na podwórku??? Czekać do poniedziałku??? Zakopać sami przecież też nie możemy. Pojechaliśmy do sołtysa. Co usłyszałam? Okazało się, że to on się miał tym zająć, ale nawet się nie pofatygował chociaż mieszkamy na tej samej ulicy. A usłyszałam : a co ja mam tą sarnę zjeść???
    Ale, gdy usłyszał, że wcześniej dzwoniłam na policję w nocy przyjechał i bez naszej wiedzy sarnę zabrał. Nie wiem jak można zabierać coś bez wiedzy właścicieli z czyjegoś podwórka. Takie rzeczy się dzieją. A co niektórzy pchają się na stołki, biorą kasę, ale nosa nie chce im się wychylić. Dałam spokój nie szłam do wójta, aby wyjaśnić sprawę i tak by należało. Trzeba być draniem, aby tak postępować. Tak więc doskonale rozumiem osoby czekające na rozwiązanie sprawy z pieskami.

Comments are closed.