We wtorkowy (01.03) wieczór w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Władysława Broniewskiego w Lubaczowie odbyła się ósma edycja rywalizacji o tytuł „Mistrza Ortografii Ziemi Lubaczowskiej”. W kategorii do 25 lat zwyciężyła Joanna Sanok, a w kategorii wiekowej powyżej 25 lat mistrzem został Janusz Waldemar Zubrzycki.

Tegoroczna rywalizacja odbyła się w dwóch kategoriach wiekowych, tj. młodzież ucząca się do 25 roku życia i osoby powyżej 25 lat. W tym roku do zmagań ortograficznych przystąpiło 49 osób – 19 w kategorii wiekowej do 25 lat i 30 powyżej 25 lat. Nad prawidłowym przebiegiem konkursu czuwała komisja w której skład weszli nauczyciele: Barbara Ciechanowska, Agnieszka Dobrowolska, Elżbieta Chmiel, Marek Chmiel, Paweł Wild oraz Marta Zabrońska – Naczelnik Wydziału Oświaty i Spraw Społecznych Starostwa Powiatowego w Lubaczowie.
Tekst dyktanda opracowany przez polonistkę Barbarę Ciechanowską sprawił uczestnikom sporo trudności. Mówili, że tegoroczna edycja była najtrudniejsza, wymagała od uczestników doskonałej znajomości zasad polskiej ortografii.
W kategorii do 25 lat Mistrzem Ortografii Ziemi Lubaczowskiej 2016 została Joanna Sanok. Tytuły Wicemistrzów (równorzędne) przypadły Magdalenie Hypiak oraz Przemysławowi Mazepie. W kategorii wiekowej powyżej 25 lat Mistrzem Ortografii Ziemi Lubaczowskiej 2016 został Janusz Waldemar Zubrzycki, zaś Wicemistrzami Weronika Szczurko oraz Rafał Maciejko.

Dyktando zorganizowała Miejska Biblioteka Publiczna i Stowarzyszenie Rozwoju Edukacji przy Liceum Ogólnokształcącym w Lubaczowie pod honorowym patronatem Krzysztofa Szpyta, Burmistrza Miasta Lubaczowa oraz Józefa Michalika, Starosty Lubaczowskiego.
elubaczow.com, hp, MBP w Lubaczowie
Można gdzieś znaleźć tekst tegorocznego dyktanda?
na stronie bibioteki jest tekst
„Ilomaż powodami trzeba by się rozżarzyć, ażeby w sposób czysto naukowy i świeżuchny rozstrzygnąć o wyjeździe za granicę? Toż to blamaż ze wszech miar! Zhańbił się ten półetatowiec w automobilklubie, niby-artysta malujący bohomazy, arcymiły żarliwiec, błękitnooki i srebrnobrody hipochondryk i hochsztapler rodem z ulicy Na Niskich Łąkach, żoliborzanin blisko spokrewniony z bródnowskim podżegaczem do pierzchnięcia! Niechżeż oddłuży swoją familię – ciężko obrażoną małżonkę, rzewliwą córuchnę, zgorzkniałego gordon-setera o wyglądzie piżmoszczura. Gdzież by to mogło być? Nierówno rozłożona wierzytelna długoterminowa pożyczka, chyżo, najpierw przerzedziła, później opróżniła, wspólny rachunek. Pozostała nieuśmierzona gehenna, ogólnie znana kredytobiorcom, gnieżdżenie się z teściami albo, ohydztwo, zagraniczny wojaż. Wówczas średnio zamożny białoskóry, zharowany za półdarmo, po wielu wahnięciach, postanowił czmychnąć do Wielkiej Brytanii, by zośmiokrotnić swoje uposażenie. W dniu wyjazdu żona przyrządziła mu ulubione dania: zuwkę podhalańską z żyntycą (powinna za nie zainkasować Nagrodę Nobla), spakowała w hermetycznym rezerwuarze wiktuały na przejażdżkę, do podręcznego sakwojaża wsunęła mikrotelefon, marlboro, paracetamol i bandaże, a mąż, pożegnawszy się z każdziutkim, podążył na nieodległy obskurny terminal, by korzystając z obrzeżnej komunikacji, doszlusować na żórawiński dworzec. Przejażdżka okazała się nużąca, więc, co mu się nieczęsto zdarzało, uległ hibernacji i nieco się zdrzemnął. Po półgodzinie wehikuł i obieżyświat urzeczywistnili cel włóczęgi. Tudzież po zhandlowaniu miejscówki, wtranżolił się do autokaru, który miał go zawieźć w nieznane. Poruczył bagaż automobiliście i zaanektował zabukowany mikroregion. Spojrzał, w pobliżu szukając obiektu do pogawędki. Wyszło na jaw, że jego współpasażerem jest kameduła (w habicie z żorżety), z którym próbował zadzierzgnąć rozmowę, lecz ten się żachnął i nastąpiła krępująca cisza. Niepodobna, aby mnich, chociażby w poczuciu empatii, nie wyrzekł ani słowa! Niezadługo okazało się, że po prostu odmawiał pacierz. Cóż za charyzmat! Wówczas półleżąc półstojąc nasz bohater obserwował jezdnię, nie zakłócając litanii podróżnemu obok. Gdy mu się już to sprzykrzyło, sięgnął do reklamówki i wyjął czasopisma. Jak przystało na znawcę Mickiewiczowskiej epopei, której znajomością chlubił się przed druhami, zaopatrzył się w „Literaturę na Świecie” i nowy numer „Mówią wieki”. Dojrzał, że rozhisteryzowana jego półtoramiesięcznym wyjazdem żona zapakowała mu jeszcze najnowsze wydanie tygodnika „Kobieta i Życie”.”
Wszystkie użyte w dyktandzie wyrazy zostały zaczerpnięte z „Nowego słownika ortograficznego PWN” pod red. Edwarda Polańskiego, Warszawa 2002 oraz z zasobów internetowych wydawnictwa. Pisownię nazw potraw regionalnych również możecie Państwo sprawdzić w Internecie na stronach poświęconych gotowaniu.
Dla tych z Państwa, którzy odczuli niedosyt z powodu zbyt szybkiego zakończenia historii naszego bohatera – dalsza część dyktanda, jednak i w niej nie wszystko się wyjaśni… Może finał opisanej tu przygody poznamy za rok, podczas kolejnej edycji Dyktanda o Tytuł Mistrza Ortografii Ziemi Lubaczowskiej. Kto wie?
„Zżymał się na nią przez sekundkę a potem zaczął przeglądać gazetę. Cóż mógł wypatrzeć w tym żeńskim piśmie nasz hołdownik Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej? Za oknami prószył śnieg a on był pochłonięty lekturą… Studiował artykuł o antybiotykowrażliwości, nadto o pewnej bardzo oryginalnej rzadko sadzonej bylince ogrodowej – rutewce, potem o suhaku, żmii i koziułce, aż poniewczasie zorientował się, że zapadł zmierzch i odczuł przemożną żądzę odbycia drzemki. W półśnie ujrzał swoją żonusię, jak warząchwią rozczyniała jakieś pożywienie. Miała rzetelnie rozmierzwione włosy i szczerzyła zęby. Odniósł wrażenie niebosiężnej tęsknoty i zapragnął sfingować wyjazd, i jak najszybciej reemigrować. W okamgnieniu rozważył jeszcze sobie jak wychudły, przyżółkły, ledwo żywy wraca do swoich bliskich, akurat w Popielec. Kiedy się jednak orzeźwił, postanowił zhardzieć, porzucić ochy i achy, zaprzestać rozrzewniania się nad sobą. Zostanie majster-klepką i ustrzeże od zubożenia własną rodzinę! To od tej pory niebudzący żadnych zastrzeżeń priorytet!”
Wszystkie użyte w dyktandzie wyrazy zostały zaczerpnięte z „Nowego słownika ortograficznego PWN” pod red. Edwarda Polańskiego, Warszawa 2002 oraz z zasobów internetowych wydawnictwa. Pisownię nazw potraw regionalnych również możecie Państwo sprawdzić w Internecie na stronach poświęconych gotowaniu.